czwartek, 31 października 2013

Sezon na narty uważam za otwarty

A więc, padło i na mnie. Całkiem niedawno rozpoczęłam naukę jazdy na nartach i to w samym centrum Warszawy. Dziwicie się pewnie: Jak to w Warszawie, i to jeszcze teraz, przecież nie ma śniegu, a pogoda przypomina bardziej lato, niż zimę?

Odpowiedzią na te wszystkie pytania jest Górka Szczęśliwicka, przy której działa Warszawski Klub Narciarski. Trasa narciarska została utworzona za pomocą specjalnej maty, która wyglądem przypomina szczotkę ryżową. Wiosną, latem i jesienią jest ona zraszana mgłą wodną, co powoduje poślizg i umożliwia zjazd, a zimą, przy małej ilości lub braku śniegu jest naśnieżana armatkami.



Lekcje pobierają oczywiście najczęściej dzieci i to kilkuletnie. Ja jednak kompletnie się tym nie zraziłam, wykupiłam indywidualne lekcje z instruktorką i się zaczęło... 

Lekcja pierwsza - wszystko nowe. Wypożyczyłam narty, buty, oczywiście miałam problem z ich założeniem. Krótka rozgrzewka, rozciąganie mięśni, buty wkładam w narty, klik-klak i zaczynam się przemieszczać w kierunku orczyka. Orczyk to taki hak z okrągłym talerzem, który umieszcza się między nogami i za pomocą którego wjeżdża się na górę. Złapać orczyk, nawet przy zwolnionym tempie mechanizmu, z nartami na nogach, nie jest łatwo. Za pierwszym razem wszystko idzie jak po grudzie. Serce bije szybciej, dobra jedziemy.

Zgodnie z zaleceniem instruktorki dojeżdżam do połowy górki, puszczam orczyk, ledwo łapiąc równowagę i ustawiam się do zjazdu. Kurcze, jak stromo, jak wysoko. I ja mam z tego zjechać? Podobno trasa ma maksymalne nachylenie 17° i jest zakwalifikowana do trasy niebieskiej czyli łatwej, ale jak wiadomo, nic nie jest łatwe na początku. Serce bije mocno, nogi się trzęsą, ale cóż, raz kozie śmierć. Zaczynam od jazdy „pługiem”, asekuruje mnie instruktorka. Uczę się hamować i kontrolować szybkość. Jakoś udało mi się zjechać, w pozycji zgiętej w pół ze wzrokiem wbitym w narty, potem wjazd do góry na wyciągu orczykowym i znowu zjazd. I tak niepostrzeżenie mija godzina. 

Po tygodniu lekcja druga, tym razem wjechałam pierwszy raz na samą górę. Jaka piękna panorama Warszawy :) Ale jak tu zjechać? Dziś zaczynam trochę skręcać. Pod koniec lekcji zaczynam właściwie łapać o co chodzi i już powoli dociera do mnie, że narty są tak wyprofilowane, że przy skręcie dojadą do siebie, jeśli je odpowiednio ustawię. 

Lekcja trzecia - czuję się już troszkę pewniej, ale potrzebuję kolejnych lekcji. Jeżdżę na rolkach i łyżwach, więc jest mi łatwiej, ale muszę przyznać, że jazda na nartach jest mimo wszystko dużym wyzwaniem. Zajmie mi jeszcze trochę czasu zanim opanuję technikę jazdy i poczuję się na tyle pewnie, żeby po raz pierwszy wyjechać gdzieś w góry. Tymczasem, dopisuję tą aktywność do mojej listy sposobów aktywnego spędzania wolnego czasu.

Polecam wszystkim, którzy chcą spróbować jazdy na nartach. Jedyne w co trzeba się zaopatrzyć przed rozpoczęciem lekcji, to odpowiedni strój w postaci ortalionowych nieprzemakalnych spodni. Na trasie działają zraszacze, więc spodnie dosłownie ociekają wodą. 

Jeśli chodzi o ceny lekcji, cóż, trochę kosztują, ale są na pewno niższe, niż koszt lekcji z instruktorem gdzieś w górach zagranicą w sezonie. Poza tym można się spokojnie i bez presji przygotować technicznie i kondycyjnie na długo przed wyjazdem. Tym samym uniknie się poczucia straconego czasu, męcząc się gdzieś na oślej łączce w górach, podczas gdy można już będzie w pełni podziwiać zapierające dech w piersiach widoki z perspektywy "wyprostowanego" narciarza :) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...