poniedziałek, 16 grudnia 2013

Dlaczego Kanada?


Powody emigracji do Kanady
Mój poprzedni post "Praca w Kanadzie" przedstawiał początkowe trudy i znoje związane z emigracją. Nadeszła pora, aby podać powody, dla których jednak warto wyjechać. Macie jeszcze jakieś inne motywy skłaniające Was do wyjazdu do Kanady?

Powód nr 1
Kanada jest krajem stosunkowo stabilnym i bezpiecznym, nie tylko ze względu na swoje korzystne położenie geograficzne, ale również dzięki prowadzeniu mądrej i dalekowzrocznej polityki. W rozmaitych rankingach międzynarodowych znajduje się najczęściej w pierwszej dziesiątce, jako kraj dobrobytu. Osiągała też wielokrotnie najwyższy Wskaźnik Rozwoju Społecznego ONZ.

Powód nr 2
Kanada ma doskonałe położenie, na skraju świata, nikomu nie wadzi, nie przeszkadza. Nie staje na drodze interesów innych mocarstw tj. nasza biedna Polska, zawsze między młotem - Rosją, a kowadłem - Niemcami. Z bliskości mocarstwa jakim są Stany Zjednoczone, Kanada czerpie wiele korzyści, współpraca między obu państwami kwitnie.

Powód nr 3
Kanadyjczycy są bardzo tolerancyjni i pozytywnie nastawieni do imigrantów, głównie z tej przyczyny, że sami są narodem imigrantów i gdyby poszukać w genealogii przeciętnej kanadyjskiej rodziny, bez problemu znalazłoby się obce korzenie w dalszym lub bliższym pokoleniu. Wiąże się z tym poszanowanie praw jednostki i szacunek bez względu na pochodzenie. Brak jest większych przejawów dyskryminacji.

Powód nr 4
Kanada prowadzi doskonały marketing państwa, polegający na reklamowaniu atrakcyjności Kanady dla potencjalnych imigrantów.

Powód nr 5
Niewątpliwym plusem jest stosunkowo niewielka odległość od Europy w porównaniu np. z Australią, czy Nową Zelandią, które zdają się być na samym końcu świata.

Powód nr 6
Jeśli dany imigrant przeżyje już chrzest bojowy, przetrwa pierwsze trudne lata w Kanadzie i rozsądnie pokieruje swoją drogą zawodową, może liczyć na dość wysokie zarobki i dostatnie życie.

Powód nr 7
Kraj posiada własne zasoby ropy i gazu, co gwarantuje jej samowystarczalność i jednocześnie zapewnia bezpieczeństwo energetyczne.

Powód nr 8
Jest to kraj, w którym nie ma patologii biurokracyjno-urzędniczej, specyficznej dla większości państw europejskich, w tym Polski.

Powód nr 9
Kanada posiada wysoki poziom zaawansowania infrastruktury, technologii telekomunikacyjnych i informatycznych. Jest krajem wysokorozwiniętym.

Powód nr 10
Od wielu lat Kanada znajduje się w ścisłej czołówce według różnych raportów odnośnie jakości życia, wolności ekonomicznej, zrównoważonego i przyjaznego dla środowiska rozwoju, wolności prasy, pokojowych intencji etc.

Powód nr 11
Kanadyjskie miasta: Toronto, Vancouver, Montreal, Ottawa, Calgary znajdują się w pierwszej dziesiątce (w najgorszym wypadku w pierwszej dwudziestce) według większości rankingów dotyczących miast o najwyższej jakości życia.

Powód nr 12
W Kanadzie można pobierać państwową emeryturę i jednocześnie pracować.

Powód nr 13
Piękno i zróżnicowanie kanadyjskiej flory i fauny, olbrzymie przestrzenie, krajobrazy zapierające dech w piersiach, dziewicza przyroda i nieograniczone możliwości odkrywania jej.

Powód nr 14
Jakieś pomysły?



piątek, 13 grudnia 2013

Emigrować czy nie emigrować? Ryzyko vs stagnacja


Narzekasz na swoje dotychczasowe życie? Zrób coś! Podejmij ryzyko!
Każdy z nas przeżywa chwile zniechęcenia, braku wiary, poczucia stagnacji, zmarnowanego czasu, refleksji nad sensem istnienia. Czasem jest to chwilowe, a czasem powoduje permanentny stan niezadowolenia ze swojego życia. Budzi to frustrację, ale niekiedy wyzwala również silną motywację do zmiany dotychczasowego życia. W pewnym momencie pojawia się myśl: "Dość marazmu i narzekania, muszę coś zrobić ze swoim życiem". Poszukujemy wtedy inspiracji, snujemy plany, podejmujemy wysiłek, próbę i wreszcie ryzykujemy. Nie można zmienić niczego w życiu bez dokonania wyboru i podjęcia ryzyka. 

Co się dzieje, gdy podejmujesz ryzyko i gdy go nie podejmujesz?
Najbardziej motywujące są biografie sławnych ludzi. Dowiadujemy się z nich, ile musieli oni poświęcić, aby osiągnąć to, co osiągnęli. Jak wiele ryzykowali, ale to ryzyko się opłaciło. Ich historie są doskonałą lekcją życia. Jedną z tych historii jest życie Howard'a Hughes, jednego z najbogatszych ludzi dwudziestego wieku, który jest dobrym przykładem na to, co może stać się z człowiekiem, gdy odmawia podjęcia ryzyka. Jako młody człowiek Hughes wywierał silny wpływ na przemysł lotniczy i podejmował się niepewnych przedsięwzięć, pomagając Stanom Zjednoczonym utrzymać dominację w powietrzu podczas wojny. Wspierał również rozwój produkcji filmowej i wpływał na kształt przemysłu rozrywkowego. Posiadał ogromną władzę, która miała wpływ na bieg historii.


Przez większość swego życia Howard Hughes był pionierem ryzyka. W pewnym momencie jednak zmienił swą postawę, stał się fanatycznie ostrożny i zaczął się przed nim bronić. Stworzył coś na kształt wirtualnego więzienia, gdzie zamknął się przed samym sobą, unikał podejmowania decyzji, ludzi, brudu i czegokolwiek, co zaczął uważać za niebezpieczne. Hughes posiadał wiele bogactw, lecz wolał wegetować w pokoju hotelowym aż do śmierci. Skończył jako przestraszony starzec, który nikomu nie ufa, a który zamiast korzystać z wolności, stał się niewolnikiem.

Kiedy Howard Hughes przestał podejmować ryzyko, zawładnęły nim zniechęcenie i rozpacz. Jeśli my sami nie będziemy ryzykować, świat wokół nas będzie się kurczyć. Zbiegnie się. Zaczniemy się zadowalać starymi przyzwyczajeniami i stagnacją. Będziemy zużywać energię na zatrzymanie życia w aktualnej formie. Będziemy się opierać przed rozwojem. Jedyne na co będziemy jeszcze reagować to wydarzenia wokół nas, ale niczego sami nie stworzymy. Jeśli nie zaryzykujemy, stracimy. Zamieszkamy w hotelu naszego zniechęcenia. Jeśli nie zaryzykujemy wyjścia na ulicę, ryzykujemy utratę życia, pełnego zmian i szczęścia.

Podejmowanie ryzyka, to jak wyprzedzanie samochodu
Być może najlepszym sposobem na zilustrowanie poszczególnych etapów podejmowania ryzyka jest analiza manewru wyprzedzania samochodu podczas jazdy. 

Etapy podejmowania ryzyka wyprzedzania na drodze są następujące: przygotowanie i właściwe ocenienie sytuacji, decyzja i zaangażowanie (z czego wynika naciśnięcie pedału gazu), objechanie wolnego pojazdu i powrót na właściwy pas jezdni. Dla większości ludzi, którzy postępują według tych wskazań, proces wyprzedzania zakończony jest sukcesem. Niestety nie odniosą go ci kierowcy, którzy będą się wahać i wciąż zmieniać zdanie o tym, kiedy wjechać na przeciwny pas. Utrata nerwów oraz brak odpowiedniego przyspieszenia mogą prowadzić do groźnych wypadków.

Gdy ryzykujemy i decydujemy się zrobić coś z własnym zniechęceniem, sytuacja jest podobna. Powinniśmy być w pełni zaangażowani, jeśli chcemy opuścić powolny pas ruchu lub uwolnić się z unieruchomienia. Lepiej jest podjąć ryzyko z własnej woli niż znaleźć się w sytuacji, która miałaby nas do tego zmusić. Jeśli nie podejmiemy działania w chwili, gdy jest ono słuszne, może się zdarzyć, że będziemy zmuszeni zaakceptować coś, czego nie chcemy, a ryzyko będziemy musieli podjąć w momencie, gdy najmniej jesteśmy na nie przygotowani.


Na podstawie książki "Jak przezwyciężyć zniechęcenie, odrzucenie i chandrę" H. Normana Wright

wtorek, 10 grudnia 2013

IEC 2014 rozpoczyna się w Wielkiej Brytanii


W Wielkiej Brytanii rusza w czwartek program International Experience Canada. W 2014 roku Anglikom przysługuje aż 5350 miejsc! 1 z 3 etapów rozpocznie się w najbliższy czwartek, 12 grudnia. Co ciekawe, obywatele brytyjscy mają prawo uczestniczyć w programie aż dwukrotnie, za każdym razem do 12 miesięcy.

Poza podziałem na etapy, sposób aplikowania nie zmienił się i przedstawia się następująco:

Aplikowanie za pośrednictwem konta Kompass:
Krok 1: Założyć konto IEC Kompass
Krok 2: Przygotować i zeskanować wymagane dokumenty
Krok 3: Wypełnić i złożyć wniosek
Po otrzymaniu IEC Conditional Acceptance Letter można utworzyć konto myCIC, aby rozpocząć starania o pozwolenie na pracę.

Na stronie Ambasady kanadyjskiej w Wielkiej Brytanii widnieje również następująca informacja:
Bądź przygotowany w dniu otwarcia. W niektórych krajach IEC jest tak popularny, że przyznany limit miejsc rozchodzi się w mniej niż 30 minut. Najlepszym rozwiązaniem jest być przygotowanym jeszcze przed otwarciem systemu. 

Tak więc, moi Drodzy, nie pozostaje nic innego jak być przygotowanym. Nie znasz dnia, ani godziny. Czuj czuj czuwaj!

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Asian Wind


Missa Johnouchi

Na dziś przygotowałam posta muzycznego, aby przybliżyć Wam jedną z najjaśniejszych muzycznych pereł współczesnej Japonii - Missy Johnouchi. Missa jest wszechstronnie utalentowaną artystką: jest kompozytorką, śpiewaczką, pianistką i dyrygentką. Tworzy przepiękną muzykę w stylu New Age. Jest to muzyka emocjonalna, stonowana, wyciszona, przywodząca na myśl dalekie kraje. Jest jednocześnie niebanalna, uduchowiona, wprowadzająca niepowtarzalny liryczny i refleksyjny klimat. To uduchowienie kategoryzuje ją w ramach gatunku New Age. Muzyka ta koi, wyraża uwielbienie dla dobra i piękna i niesie wizję lepszej przyszłości. Wabi-sabi, czyli tradycyjne japońskie pojęcie piękna kryje w sobie niezwykłą delikatność, kruchość i krótkotrwałość. Doskonałym odzwierciedleniem tych cech jest właśnie muzyka Missy. Uwielbiam jej słuchać i przenosić się w idylliczny świat marzeń i dalekich podróży.


Przyjemnego słuchania!

Missa Johnouchi "Asian Wind"


Missa Johnouchi "Moon beach"


Missa Johnouchi "Asian wind"


czwartek, 5 grudnia 2013

Kanada - IEC 2014 ruszy wcześniej?


Zmiana zasad w International Experience Canada 2014!
Kochani, jeśli ktoś jest zainteresowany wyjazdem do Kanady w ramach programu International Experience Canada 2014, mam dla Was ważną informację. Warto już zacząć odwiedzać stronę Ambasady Kanady w Warszawie, bo być może kolejna edycja programu ruszy jeszcze w tym roku.

Skąd to przypuszczenie? Otóż, we Francji program został właśnie uruchomiony dla 2 kategorii: Staż/Praktyka i Rozwój zawodowy. Na program pracy wakacyjnej trzeba będzie poczekać do 2014 roku.

Francuzi mają, aż 14 000 miejsc dostępnych w 4 kategoriach inicjatywy IEC, które będą otwarte w rożnych terminach i zostaną podzielone na kilka etapów. Nastąpiła więc istotna zmiana w porównaniu z poprzednią edycją. Prawdopodobnie, nauczony negatywnym doświadczeniem z IEC 2013, kanadyjski urząd imigracyjny zmienił zasady, żeby nie przeciążać systemu. W celu usprawnienia procedury składania i rozpatrywania aplikacji wprowadził więc kilka etapów. 

Jak wygląda podział francuskiego IEC w 2014 roku?
Staż/Praktyka zostanie uruchomiony w 3 etapach na łączną ilość  4 800 miejsc (dla porównania polski IEC 2013 miał 50 miejsc)
Rozwój zawodowy  -  2 300 miejsc w 2 etapach ( u nas 50 miejsc)
Program Pracy Wakacyjnej - 6750 miejsc w 3 etapach (u nas 650 miejsc)
Dodatkowa kategoria, której nie było do tej pory w polskim wydaniu to Program Studenckiej Pracy Wakacyjnej, na który przewidziano we Francji 150 miejsc, które będą rozdysponowane w 1 etapie.

Istotnym ułatwieniem dla Francuzów jest to, że jeśli ktoś nie zdąży złożyć aplikacji w pierwszym etapie, będzie mógł spróbować w kolejnym.

Daty otwarcia IEC 2014 we Francji:
1. Staż/Praktyka : otwarty
1 etap : 03 grudnia 2013 o godz: 16:00 czasu paryskiego (10:00 czasu Ottawa ) 
2 etap : grudzień 2013
etap : grudzień 2013

2. Rozwój zawodowy : otwarty
1 etap : 04 grudzień 2013 o godz: 16:00 czasu paryskiego (10:00 czasu Ottawa ) .
2 etap : grudzień 2013

3. Program pracy wakacyjnej:
etap : w 2014 roku
etap : w 2014 roku
etap : w 2014 roku

4. Program studenckiej pracy wakacyjnej: w 2014 roku

Jak to będzie w tym roku w Polsce? Jak myślicie?

środa, 4 grudnia 2013

Alternatywa dla emigracji?



Coraz więcej Polaków decyduje się na emigrację. Kuszą ich takie kraje jak Niemcy, Wielka Brytania, Irlandia, Kanada, Stany czy Australia. Wydaje się, że im dalej, tym lepiej. Wizja realizacji american dream mocno wyryła się w świadomości potencjalnych emigrantów i nadal rozbudza marzenia i inspiruje wielu z nich. Dlatego kraje tj. Kanada coraz częściej znajdują są na celowniku wielu naszych rodaków. Także osoby, które wyemigrowały z Polski do Wielkiej Brytanii czy Irlandii chętnie myślą o wyjeździe za ocean. Na Wyspach robi się coraz ciężej, zwiększa się liczba emigrantów, a wraz z nią rośnie konkurencja na rynku pracy. To już nie czasy prosperity, kiedy pierwsi Polacy zdobywali Wyspy, po otwarciu rynku pracy w 2004 roku.

Biorąc pod uwagę liczbę osób odwiedzających codziennie moje posty dotyczące wyjazdu do Kanady, jestem pod wrażeniem, aż tak dużego zainteresowania tym tematem. Wątek kanadyjski stworzyłam głównie po to, aby podzielić się doświadczeniami związanymi z przygotowaniami do wyjazdu. Moim zamiarem nie było jakieś szczególne zachęcanie do emigracji do Kanady. A tu proszę, takie zainteresowanie. Z jednej strony smutny jest fakt, że tylu Polaków chce wyjechać z kraju. Powody emigracji są różne, najczęściej jest to chęć polepszenia warunków ekonomicznych, stworzenia większych szans rozwoju, lepszej egzystencji dla siebie i swoich dzieci. I przykre jest to, że wielu Polakom nie udaje się tego znaleźć w swojej własnej ojczyźnie. Dlatego próbują swojej szansy za granicą i emigrują.

A może, zamiast emigrować, warto zastanowić się nad przyjazdem do Warszawy? Stolica ma najwyższy współczynnik migracyjny w skali kraju. Wynika z tego, że ludzie chętnie wybierają właśnie to miejsce na swój dom. 

Stworzyłam listę powodów, dla których, moim zdaniem, warto przyjechać do Warszawy:

1. Praca
Możecie się ze mną zgodzić, albo nie, ale jedno jest pewne: w Warszawie o wiele łatwiej znaleźć pracę. Stopa bezrobocia jest najniższa w kraju i nie przekracza 5%. Zarobki są o wiele wyższe, możliwości rozwoju większe. I startuje się z zupełnie innego pułapu. 

2. Większe bezpieczeństwo psychiczne
Świadomość tego, że jest praca i można ją w razie czego zmienić lub znaleźć nową w przypadku zwolnienia, daje pewne poczucie bezpieczeństwa. W mniejszych miejscowościach, gdzie ciężko o pracę, każdy trzyma się kurczowo swojej posady, bo nie ma innej alternatywy. Powoduje to ciągły lęk, frustrację i stwarza pracodawcy potencjalne pole do nadużyć i wykorzystywania pracownika. Poza tym, im mniejsza miejscowość, tym większy nepotyzm. Nie twierdzę, że w Warszawie to zjawisko nie istnieje, ale na mniejszą skalę. Jeśli jesteś zdeterminowany, masz pomysł na to co robić, kwalifikacje i niezłe cv, to w Warszawie jesteś w stanie osiągnąć sukces sam, bez "pleców", ciężką pracą i wytrwałością. 

3. Nie zaczynasz od zera
Przyjeżdżając do Warszawy nie jesteś obcy. Nie szukasz pracy z perspektywy imigranta, którego dotychczasowe kwalifikacje zawodowe są praktycznie nie do zweryfikowania przez przeciętnego pracodawcę. Nie musisz się tu łapać jakiejkolwiek posady, żeby przeżyć. Twoje wykształcenie czy doświadczenie jest respektowane. Nie jesteś też narażony na przeżycie szoku kulturowo-językowego.

4. Jesteś u siebie
Nikt Ci nie powie "Wracaj do swojego kraju!", tak jak jak w Holandii czy w Wielkiej Brytanii, gdzie miejscowi z coraz większą niechęcią odnoszą się do Polaków, którzy, ich zdaniem, odbierają im pracę. Kryzys dotyka coraz mocniej coraz większą liczbę krajów. Trudno się dziwić Anglikom, Holendrom czy Francuzom, że coraz mniej przychylnie patrzą na Polaków czy innych imigrantów. Wyobraźmy sobie sytuację, że Polska otwiera nagle swój rynek pracy dla Ukraińców. Zamiast szacowanej liczby 14 tys. przyjeżdża 700 tys osób. I co wtedy? Czy bylibyśmy z tego faktu zadowoleni?

5. Nie rozstajesz się z rodziną 
Nie skazujesz się na odseparowanie od rodziny/znajomych/przyjaciół. Nie zrywasz więzi, zachowujesz solidne fundamenty dla zachowania spokoju emocjonalnego, który daje kontakt z bliskimi.

6. Najważniejsze urzędy i instytucje masz pod ręką
Są tu m.in. wszystkie ambasady, więc jeśli chcesz ubiegać się o wizę do jakiegoś kraju lub legalizację jakiegoś dokumentu, masz to wszystko na miejscu. 

7. Warszawa wyładniała
i bardzo się zmieniła. Pamiętam, że kiedyś nie znosiłam tego miasta. Korki na ulicach, tłok, ślepy tłum biegnący gdzieś w owczym pędzie. Ilekroć tam jechałam zawsze gubiłam się w przejściach podziemnym w okolicach Dworca Centralnego. Jeździłam do Warszawy właśnie głównie po wizę i za każdym razem z ulgą wyjeżdżałam. Nie podobało mi się tutaj. Za każdym rogiem coś było rozkopane, coś się budowało, chaos i szarość przytłaczały. Dziś widzę duże zmiany. W Warszawie jest coraz piękniej.

8. Szeroka oferta edukacyjna
Warszawa oferuje ciekawe kursy praktycznie z każdej dziedziny np. egzotycznych języków. Wspominam o tym, bo dla mnie był to istotny atut. O porządnym kursie arabskiego mogłam zapomnieć w innych lokalizacjach.

9. Wola istnienia
Umęczone, zrównane z ziemią miasto, a mimo tego, udało się je odbudować. Jest w tym miejscu jakaś ogromna siła i chęć przetrwania  i właśnie za to szczególnie je cenię . To miasto chce istnieć, tętni życiem jakby chciało nadgonić życie tych wszystkich, którzy za Warszawę zginęli. Szczególnie mocno odczuwam to każdego roku 1 sierpnia, wspominając Powstanie Warszawskie. Tyle ludzi poświęciło, to co najcenniejsze, żebyśmy my dziś mogli tutaj być.

10. Tempo życia
Tempo życia może przyprawić o zawrót głowy. Ale może właśnie dzięki temu, człowiek czuje, że żyje? Artur Sikorski napisał: "Warszawa cierpi na tachykardię - jej puls bije inaczej niż każdego z polskich miast. Szybciej. Jedni to lubią, inni tego nie wytrzymują." Zgadzam się z tym. Dodam jeszcze, że wobec Warszawy nie można pozostać obojętnym. Albo się ją pokocha, albo znienawidzi.

Czy przychodzą Wam do głowy jakieś inne powody do dodania? A może według Was, Warszawa wcale nie jest atrakcyjnym miejscem do życia?

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Japońskie podejście do pracy


Japoński dowcip: „Co to jest: płacisz miesięczny abonament i robisz z tym, co chcesz? – Pracownik”. 

Młodzi pracownicy korporacji w Japonii, którzy chcą się wykazać w pracy, dla sukcesu zawodowego są gotowi do najwyższych poświęceń. Przepracowują ciężko wiele godzin dziennie, co powoduje u nich często skrajne wyczerpanie. Po pracy w ramach relaksu odwiedzają bary, gdzie po jednym, dwóch drinkach padają jak muchy. Stąd nierzadki jest widok biznesmenów w garniturach, którzy brudni i wymięci śpią na ławkach w parku lub bezpośrednio na chodnikach w stercie niedopałków papierosów. Widok ten jest iście szokujący. Po nocy spędzonej na ulicy, wracają na chwilę do domu, żeby się odświeżyć i ponownie biegną do pracy.

Japończycy są niezwykle zaangażowani w wykonywaną pracę i są dla niej w stanie poświęcić nawet życie. Szacuje się, że ok. 10 tys. Japończyków rocznie umiera z przepracowania czyli tzw. koroshi. Japończycy pracują całe dnie i rzadko biorą urlop. Brak czasu na odpoczynek, niedostateczna ilość snu, nieregularne odżywianie się jest przyczyną poważnych chorób, które w konsekwencji prowadzą do śmierci. Niepowodzenie w pracy może ich nawet pchnąć do samobójstwa. W Japonii istnieje zjawisko samobójstwa ze stresu spowodowanego przepracowaniem czyli tzw. karo-jisatsu






Jakie są przyczyny takiego zachowania? Czy praca rzeczywiście stanowi dla Japończyków sens życia?

Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba odrzucić stereotypowe myślenie i wziąć pod uwagę różnice w mentalności. Dla Japończyków praca i życie nie są oddzielone, ale nawzajem się uzupełnianą. Wbrew pozorom nie są oni, według ich oceny, niewolnikami korporacji - praca jest dla nich jednym ze sposobów cieszenia się życiem i okazją do kontaktów społecznych. Życie nie zaczyna się dla nich po zakończeniu pracy, praca jest postrzegana jako część życia. Nie jest "złem koniecznym", które pozwala tylko zarobić na życie, ale stanowi źródło dumy i radości.

Japończycy często chodzą oni do pracy nawet w dni wolne, aby spotkać się ze współpracownikami. Praca nie jest dla nich przykrym obowiązkiem, a dzień wolny nie jest uważany za wytchnienie. Dla Japończyków liczy się każdy dzień życia, nie tylko weekend czy niedziela.

"Po co człowiek pracuje, jakie jest znaczenie jego pracy? Jakie jest znaczenie jego życia pracy? Myślę, że praca jest sposobem, aby osoba świeciła światłem życia. Samo życie zapewnia czas i przestrzeń dla nas, aby świecić światłem wszechświata. Poprzez pracę, poprzez nasze życie, świecimy swoim własnym światłem i sprawiamy, że ludzie wkoło nas świecą swoim własnym światłem. Świecenie światłem życia. Czyż nie jest to znaczeniem naszego życia?"

 
Tassho Mugikura "Podejście do wzajemnego zrozumienia różnych kultur"

 Coś na deser :)


piątek, 29 listopada 2013

Australijskie poczucie humoru



Początki australijskiego humoru sięgają czasów zsyłek skazańców z Wielkiej Brytanii w XVIII wieku. To specyficzne poczucie humoru  rozwinęło się więc w reakcji na zaistniałe trudne warunki i jest rozpoznawalne (choć może nie zawsze zrozumiałe) na całym świecie, jako wyraźnie australijskie. Humor ten jest suchy, anty-autorytarny, pełen skrajności, ironii i autoironii.

"No worries, mate"
Kraj sam w sobie jest swoistym żartem: surfujesz i możesz dostać się w paszczę rekina, zostać porażony przez meduzę, zjedzony przez krokodyla, ukąszony przez jadowitego pająka lub po powrocie nie znaleźć domu, bo wcześniej spłonął w pożarze buszu. Stąd pochodzi właśnie cała filozofia „no worries” czyli „nie martw się”. Jest to ulubiona riposta Australijczyka. Wszystko jest "no worries". Twoja babka zmarła? "No worries, mate (przynajmniej użyźni glebę)", Wujek został sparaliżowany po ukąszeniu przez jadowitego węża? "No worries, mate, (jest już z nim lepiej, bo właśnie mrugnął lewym okiem)" Taki jest właśnie australijski humor - szokujący dla przeciętnego Europejczyka.


Czarny humor
Powyższy przykład pokazuje, że Australijczycy mają raczej czarne poczucie humoru. Podczas gdy w wielu kulturach uważa się za niesmaczne żartować z trudnych lub tragicznych okoliczności, Australijczycy mają tendencję do śmiania się z trudności. Być może umiejętność ta wynika z brutalnej australijskiej przeszłości, gdzie humor był  sposobem radzenia sobie w złej sytuacji i przezwyciężenia problemów, których w tych warunkach i klimacie było i jest mnóstwo.

Australijczycy mają również bardzo silne anty-autorytarne poczucie humoru, które znowu jest odbiciem australijskiej przeszłości. Ten aspekt sięga czasów kolonialnych, kiedy zdolność do rozśmieszenia policjanta lub innego przedstawiciela władzy często oznaczała różnicę między szubienicą lub więzieniem a wolnością. Przykładem jest skazaniec o imieniu Billy Blue, który został zesłany do Sydney za kradzież niewielkiej ilości cukru. Był on znany wśród urzędników za swoje twórcze i niezwykle zabawne wyjaśnienia łamania prawa. Miał do tego prawdziwy talent, który wiele razy pozwolił mu uniknąć odpowiedzialności. Po wpadce za przemyt alkoholu tłumaczył, że po prostu znalazł go pływający swobodnie w Sydney Harbour i został złapany, zanim mógł donieść o tym fakcie władzom. Władze "uwierzyły" w jego wyjaśnienia i Billy był wolny, aby kontynuować swoje wybryki.


Australijczycy mają także silną tradycję śmiania się z samych siebie. Jednym z najpopularniejszych komików stand-up show jest Steady Eddy, który cierpi na porażenie mózgowe i wykorzystuje swoją niepełnosprawność jako materiał do swoich skeczy. W jednym z nich skarży się, jak trudno jest mu znaleźć miłość – za każdym razem, kiedy widzi piękną kobietę, zaraz przychodzi mu do głowy myśl „żeby ona chociaż kulała”. 


Australia na wesoło
                                     ***
Anglik, zaraz po wyjściu z samolotu na lotnisku w Sydney, rozmawia z australijskim oficerem imigracyjnym. Wreszcie, kiedy przychodzi kolej na wbicie stempla do paszportu, oficer zadaje standardowe pytania:

Oficer: Jak długo zamierza Pan zostać w Australii?

Anglik: Tydzień.

Oficer: Jaki jest cel podróży?

Anglik: Biznesowy.

Oficer: Czy ma Pan jakieś wcześniejsze wyroki karne?
Anglik: Nie wiedziałem, że to jest jeszcze wymagane!

                                     ***
Ricky chce wrócić do domu do Melbourne, więc dzwoni do Qantas Airlines, żeby zarezerwować lot. Pracownik infolinii pyta go: "Ile osób leci z Panem?" Ricky zdumiony odpowiada: "A skąd mam to wiedzieć. To wasz samolot!"
                                     ***
Amerykanin: Wow, to jesteś z Australii!
Australijczyk: Taaa.
Amerykanin: A więc lubisz jeździć na kangurze do szkoły?
Australijczyk: Nie wiem, a ty lubisz jeździć do szkoły na grubasie?
                                     
                                    ***
P: Jak długo zajmuje australijskiemu mężczyźnie wymiana żarówki? 
O: Ani sekundy. To zadanie kobiety.

P: Dlaczego kangury nie lubią deszczu?
O: Bo ich pociechy nie mogą bawić się na zewnątrz.

P: Jaka jest różnica między australijskim ślubem a pogrzebem?
O: O jednego pijanego mniej na pogrzebie.








środa, 27 listopada 2013

Radykalna zmiana życia: wyjazd do Kanady


Syndrom Gauguina, nie tylko u mężczyzn i nie tylko po 40-stce
Coraz więcej osób, dobiegając najczęściej połowy życia, decyduje się na drastyczną zmianę dotychczasowego życia. Zmiana ta przejawia się najczęściej w porzuceniu dobrze płatnej pracy, pozycji społecznej, stabilizacji, często partnera/partnerki, w imię pogoni za marzeniami.

Kryzys wieku średniego, syndrom Gauguina, kryzys połowy życia, wypalenie – nazwy są rozmaite, ale najczęściej kojarzą się z mężczyzną po 40-stce. Zmęczony i sfrustrowany szarą codziennością ów "mężczyzna" pewnego dnia uświadamia sobie, że jego życie nie ma sensu, czas upływa nieubłaganie, a on chce dokonać czegoś w swoim życiu, spełnić swoje pragnienia. Rzuca zatem pracę i rozpoczyna całkiem nowe życie...


Co ciekawe, współcześnie syndrom Gauguina dotyka coraz częściej kobiety, a granica wieku, w którym pojawiają się jego pierwsze symptomy sukcesywnie się obniża. Wynika to ze współczesnego trybu życia, wszechobecnego pędu, przytłoczenia materializmem i konsumpcjonizmem, nadmierną odpowiedzialnością, stresem i strachem. Ludzie żyją szybciej, wcześniej odnoszą sukcesy zawodowe, prędzej też odczuwają skutki wypalenia i braku sensu życia.

Z czasem zmienia się też ich system wartości, priorytety, a chwila refleksji i zatrzymania się w szaleńczym pędzie współczesności, powoduje nowe spojrzenie na siebie i swoje dotychczasowe życie zawodowe czy osobiste. Osoby takie nie chcą dłużej wieść życia, które nie daje im spełnienia i zadowolenia. Naturalnym następstwem tej sytuacji jest pojawienie się w nich pragnienia drastycznej zmiany, która nada nowy sens ich życiu.

Nazwa syndromu Gauguina pochodzi od nazwiska słynnego malarza i rzeźbiarza francuskiego Paula Gauguina, który rzucił wszystko i wyjechał na Tahiti, gdzie stworzył swoje najwspanialsze obrazy. Jego życie pełne burzliwych zwrotów i zmian jest wyrazem przemian osobowości. Dokonują się one poprzez zmianę ról i zadań, które do tej pory dominowały w życiu. Dokonują się również zmiany priorytetów, wartości i celów życiowych. Następstwem przemiany jest uwolnienie energii twórczej, która pozwala na spełnienie nowej wizji własnego życia i odszukania swojego autentycznego Ja. Dokonanie takiej zmiany życiowej budzi wiele kontrowersji i najczęściej spotyka się z brakiem zrozumienia ze strony środowiska czy rodziny. Często bowiem pociąga za sobą społeczną i ekonomiczną degradację, ale daje jednak w zamian poczucie wolności i spełnienia.

Historia Sakury, która postanowiła wyjechać do Kanady
Przedstawię Wam historię Polki o pseudonimie Sakura, która w wieku mniej więcej 30 lat przeżyła nagły zwrot w swoim życiu, który odpowiada syndromowi Gauguina. Po kilku latach pracy w korporacji postanowiła rzucić wszystko i wyjechać do Kanady w ramach programu International Experience Canada i w ten sposób rozpocząć swoją podróż dookoła świata. Jej historia tak mnie urzekła, że pozwolę ją sobie przytoczyć w całości. Być może stanie się ona dla kogoś inspiracją i zachętą do realizacji marzeń.

„MOJA HISTORIA chyba jest nieco inna niż większości przyszłych emigrantów. Jeszcze rok temu byłam PRAWIE lemingiem tzn. miałam dobrą pracę (czytaj: czasami budzik zastaje cię przed komputerem ale stać cię na kilka urlopów w roku); cztery koła z gwiazdą w podziemnym garażu (choć to akurat nie ze względu na bycie snobem tylko przez brak umiejętności obsługi manualnej skrzyni biegów – tak to jest jak się człowiek uczy jeździć w USA); plan dnia dopchnięty kolanem, bo doba jest po to żeby wycisnąć ją jak cytrynę a sen to strata czasu, której jednak nie da się uniknąć; urlop roboczy – a co to takiego? urlop jest po to żeby na lotnisko jechać prosto z pracy; postawa wobec oszczędzania: dziękuję, postoję!. Prawdziwy leming powinien mieć jednak kredyt hipoteczny i mieszkanie lub dom zakupiony od jakiegoś popularnego dewelopera. A ja…. no cóż, przez pierwsze lata szukałam wymówek, a potem to już było jawne zapieranie się rękami i nogami przed nabyciem własnego M. Dlaczego? Bo nie chciałam być przypięta grubym łańcuchem do korporacji. Bo choć miałam „dobrą pracę”, hobby którym żyłam i wspaniałych przyjaciół to jednak ciągle wracała ta natrętna myśl, że to nie jest moje miejsce na ziemi i nie moja bajka. Tymczasem… kolejne deadliny na rzucenie roboty mijały i ….nic. Widać potrzebny był jakiś katalizator. W moim przypadku był to … niespodziewany awans na horyzoncie. Szybka piłka = szybka decyzja. Albo awans, własne M, łańcuch i raz na zawsze odpuszczam mrzonki o byciu wolnym duchem i podróżowaniu albo „trzeba być twardym nie miętkim” i skakać na głęboką wodę. I nagle KLIK, trybiki zaskoczyły, reakcja łańcuchowa ruszyła … ku ogólnej konsternacji wszystkich bardziej i mniej zainteresowanych wzięłam głęboki wdech i skoczyłam. Dlaczego konsternacji: no cóż spróbujcie powiedzieć szefowi że lubicie tę robotę ale generalnie chcecie od życia czegoś innego i właśnie doszliście do wniosku że się starzejecie i nie macie już więcej czasu do zmarnowania. Gwarantuję, że za ten wyraz twarzy nie da się zapłacić kartą Mastercard . Rodzina i znajomi: rzucasz pracę nie mając nowej = niedobrze, rzucasz pracę nie mając nawet pomysłu na to co chcesz zrobić ze swoim życiem = jeszcze gorzej. Mijają 3 miesiące, zbliża się termin odejścia z pracy, a ty wciąż na pytanie: CO DALEJ??!!! odpowiadasz: w sumie to jeszcze nie wiem, coś się wymyśli, na razie cieszę się wolnością i odpoczywam (i tutaj w stronę mojego byłego pracodawcy głęboki ukłon, za to że mimo konsumpcyjnego stylu życia stać mnie na to, żeby tak powiedzieć: dziękujemy ci essi Johnson!) … na tym etapie nawet najbliżsi przyjaciele zastanawiają się czy wciąż jeszcze gratulować ci odwagi czy może już zacząć się rozglądać za dobrym psychiatrą."

Bardzo jestem ciekawa jej dalszych losów. Sakura jest obecnie w Vancouver i prowadzi bloga:

poniedziałek, 25 listopada 2013

Praca w Kanadzie



Zanim zdecydujesz się na wyjazd
Przygotowując się do wyjazdu, spędziłam kilka dobrych tygodni na zbieraniu i analizowaniu informacji na temat wyjazdu do Kanady. Była to dość intensywna analiza, gdzie ilość plusów i minusów właściwie się równoważyła. Doszłam do wniosku, że wyjazd do Kanady zdecydowanie nie jest dla każdego i czasem sam entuzjazm, i wiara zdają się nie wystarczać. Lepiej jest zgłębić temat zawczasu, będąc w Polsce i przygotować się przynajmniej psychicznie do tego, co nas czeka po drugiej stronie oceanu i jechać tam z pełną świadomością, niż potem przeżyć gorzkie rozczarowanie. Dzisiejszy wpis pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu, ale mam nadzieję, że stworzy, razem z moimi innymi wpisami, pełen obraz tego, czego można się po wyjeździe do Kanady spodziewać.


Przygotowałam listę aspektów dotyczących kwestii podjęcia pracy w Kanadzie dla osób, które zamierzają wyjechać tam na stałe. Moja analiza nie jest czysto teoretyczna, ale poparta relacją osób, które tam wyjechały. 

1. Zaczynasz od zera
Należy zdać sobie sprawę z kilku istotnych kwestii. W Kanadzie zaczynasz od zera, niezależnie od statusu, jaki miałeś w swoim ojczystym kraju. 

2. Kanadyjskie wykształcenie
Okazuje się, że wykształcenie inne niż kanadyjskie nie jest raczej respektowane. Ktoś kto ma w Polsce wykształcenie, profesję i wieloletnie doświadczenie, przyjeżdżając do Kanady często musi się liczyć z tym, że po raz kolejny pójdzie na studia, zrobi dodatkowe kursy czy też będzie zdawał egzaminy nostryfikacyjne, licencyjne lub językowe. Zajmuje to zwykle kilka lat. Jest taki żart, że Toronto ma najlepiej wykształconych taksówkarzy, bo są to często imigranci z Indii ze stopniem naukowym doktora. Mówi się nawet o syndromie taksówkarza.

3. Kanadyjskie doświadczenie
Znalezienie pracy odpowiadającej swoim kwalifikacjom jest na początku bardzo trudne. Nawet jeśli posiadasz najlepsze kwalifikacje (na papierze), pracodawca chce zobaczyć twoje kanadyjskie doświadczenie. Ale jak możesz pochwalić się swoim kanadyjskim doświadczeniem, jeśli miesiąc temu przyleciałeś i dopiero zaczynasz? Większość nowo przybyłych imigrantów przechodzi przez to samo błędne koło, niezależnie od kraju pochodzenia. Wiążę się z tym konieczność schowania na początek dumy i ambicji do kieszeni i znalezienia na początek tzw. survival job, która zaspokoi podstawowe potrzeby finansowe.

4. Stały pobyt
Kwestia twojego statusu w Kanadzie może być decydująca czy dostaniesz pracę, czy nie. Wielu pracodawców na starcie wyklucza osoby, które nie mają stałego pobytu. Jest to istotne ograniczenie, dla kogoś, kto ma tylko pozwolenie na pracę na określony czas. W praktyce wygląda to tak, że większość stanowisk jest zarezerwowana dla Kanadyjczyków, a w ofercie pracy na dole małym druczkiem jest zamieszczona informacja, że preferowane są osoby posiadające permanent residence. Na rezydenturę czeka się zwykle kilka lat, co na ten czas eliminuje praktycznie z rynku pracy.

5. Potrzebujesz auta do pracy?
Jeśli w EU posiadasz już wypracowane zniżki na ubezpieczenie samochodu czy motoru, musisz pamiętać, że w Kanadzie nie są one respektowane. I mimo, że posiadasz prawo jazdy europejskie to i tak musisz wyrobić kanadyjskie, żeby zdobyć doświadczenie w jeździe po Kanadzie. Dopiero od tego momentu będziesz mógł zacząć zbierać zniżki na ubezpieczenie. Co za tym idzie, za niewielkie stare zdezelowane auto na starcie zapłacisz kilka tysięcy dolarów za pierwszy rok ubezpieczenia.

6. Bariery
Przeszkód w osiągnięciu sukcesu w zawodzie przez wykwalifikowanych pracowników, którzy przybyli do Kanady jest kilka i są to najczęściej: brak wiedzy kanadyjskich pracodawców na temat zagranicznych kwalifikacji zawodowych, nieznajomość procedur licencyjnych, które uznają ważność kwalifikacji imigrantów, brak powiązań zawodowych, brak znajomości żargonu biznesowego, zawodowego, no i oczywiście brak kanadyjskiego doświadczenia. Listę tych barier zamykają różnice mentalnościowe i kulturowe.

7. Jak szukać pracy?
Jeśli już pomyślnie przeszedłeś chrzest bojowy i nie wróciłeś do Polski, zaczyna się dla ciebie kolejny etap walki. W Kanadzie trzeba wiedzieć, jakiej pracy dokładnie się szuka, w jakiej branży chce się znaleźć zatrudnienie. Trzeba odrzucić polską mentalność, że jakoś to będzie i że coś się trafi, bo to do niczego nie doprowadzi. O wysyłaniu cv na chybił trafił na wszelkie ogłoszenia o pracę na odpowiednikach portali typu pracuj.pl też można zapomnieć. 80% dostępnych stanowisk pracy nie jest publikowanych, tylko jest obsadzanych poprzez tzw. rekrutacje wewnętrzne lub dzięki sieci kontaktów. Trzeba się więc skoncentrować na konkretnym celu i budować wokół niego siatkę kontaktów. Trzeba uderzać do konkretnych firm, narzucać się swoją osobą, proponować darmowe staże, ciągle się przypominać, tak żeby uświadomić przyszłemu pracodawcy, że jest się odpowiednią i zdeterminowaną osobą do danej posady. W Kanadzie wszystko można załatwić przez odpowiedni kontakt. Żeby taki kontakt zdobyć, trzeba postawić na komunikację i gadać, gadać i gadać o tym, że się szuka pracy. Nigdy nie wiadomo, kto akurat okaże się pomocny w znalezieniu pracy: czy pani z pieskiem na spacerze, której mąż okaże się właścicielem firmy, która akurat rekrutuje pracowników, czy sąsiad z naprzeciwka, który słyszał własnie o jakiejś ofercie pracy, czy w poczekalni u lekarza spotkasz kogoś, kto akurat wie, gdzie możesz aplikować z twoimi kwalifikacjami – kontakty, kontakty i jeszcze raz kontakty. Nie masz kontaktów? Zacznij poznawać ludzi! I co najważniejsze - nie idź na łatwiznę i nie szukaj kontaktów tylko i wyłącznie wśród Polaków. Nawet jeśli znajomość języka nie pozwala ci na swobodną komunikację, nie bój się i przełam swoje opory. Pamiętaj, że języka nauczysz się najszybciej poprzez kontakty towarzyskie w anglojęzycznym środowisku. Otwórz się na inne kultury, a przede wszystkim poznawaj Kanadyjczyków!

8. Musisz być na miejscu
No i oczywiście najważniejsze, aby znaleźć pracę w Kanadzie, trzeba tam po prostu pojechać. Szukanie pracy „z Polski” jest stratą czasu. Nikt nie zatrudni pracownika, jeśli nie zobaczy go najpierw na własne oczy. Kandydatów startujących spoza Kanady nie traktuje się poważnie, w myśl zasady: „Jeśli mu tak zależy na pracy w Kanadzie, to dlaczego jeszcze tu nie przyleciał?”. 

9. Chcesz jechać na wymarzone wakacje?
Jesteś już w Kanadzie dłuższy czas, dostałeś wreszcie wymarzoną pracę odpowiadającą twoim kwalifikacjom, masz odłożone trochę grosza i myślisz o wakacjach? Cudownie, ale nie masz na to czasu. Podejmując pracę w w kanadyjskiej firmie przez pierwszych 5 lat możesz liczyć maks. na 10-15 dni wolnych w roku, powyżej 5 lat może uda się dostać więcej. Dlatego, tak wielu emerytów z Kanady czy Stanów podróżuje. Dopiero wtedy mają na to czas! 

10. Coraz więcej imigrantów
Świat się kurczy, nowe fale imigrantów zalewają Kanadę, co powoduje, że na rynku pracy panuje olbrzymia konkurencja. Trzeba się wykazać niesamowitą siłą przebicia i wytrwałością, a ponadto umieć się odpowiednio zaprezentować, sprzedać, żeby znaleźć pracę. Powodem tej tendencji jest ogólnoświatowy kryzys.

Zakładając, że zdecydujesz się na ciężki początek, poświecisz kilka lat na ogarnięcie ww. aspektów i zaczniesz w końcu pracować w zawodzie - emigruj do Kanady. Według mnie, nie jest to jednak kraj dla każdego, ale głównie dla młodych osób, które dopiero wchodzą w życie. Absolwenci szkół średnich czy studiów, którzy mieszkają w kraju, w którym nie widzą dla siebie przyszłości i nie mają nic do stracenia, śmiało mogą podjąć wyzwanie wyjazdu i życia w Kanadzie. Natomiast ludzie z wyższym wykształceniem i wieloletnim doświadczeniem zawodowym, mają dużo lepsze perspektywy rozwoju w krajach EU. Start jest tu dużo łatwiejszy, bo odchodzi kwestia pozwolenia na pobyt, czy też uznawalności wykształcenia/doświadczenia zawodowego. Europa to Europa, Kanada rządzi się swoimi prawami. Zbyt pochopna decyzja o wyjeździe może się okazać dla niektórych uwstecznieniem się, stratą czasu i pieniędzy. Motywy wyjazdu są oczywiście kwestią indywidualną i często wynikają z piramidy potrzeb. Nawet jeśli ktoś jest względnie zadowolony ze swojego dotychczasowego stabilnego i bezpiecznego życia, może poczuć się znudzony. Szuka wtedy nowych wyzwań, aby zmienić otoczenie i przeżyć coś nowego, ekscytującego. Każdy goni swojego króliczka. Nie zawsze są nim pieniądze. 

środa, 20 listopada 2013

Aussie English

Bardzo jestem ciekawa australijskiego angielskiego i wrażenia jakie na mnie wywrze. Ciekawostki na temat tego języka przedstawię w dzisiejszym wpisie.



Trzeba zacząć od tego, że Australia, ma bardzo niechlubną historię. Od 1788 roku była to brytyjska kolonia karna, na którą zsyłano wszelkiej maści przestępców. Fakt ten miał swoje lingwistyczne konsekwencje, gdyż wczesny australijski był językiem ludzi biednych, z marginesu, skonfliktowanych z prawem, złodziei i morderców. Wiele słów używanych współcześnie wywodzi się właśnie z brytyjskiego kryminalnego slangu, jak np. „plant” – dawniej dziupla, gdzie w Londynie przechowywano skradzione dobra do czasu, aż zrobiło się na tyle bezpiecznie, żeby je zabrać.  Dziś powszechne jest używanie słowo „to plant” co oznacza schować. Mówi się np. „planting Christmas presents” czyli „schować świąteczne prezenty”, żeby dzieci nie mogły ich znaleźć. Australijczycy używają tych słów, często nawet nie zdając sobie sprawy z ich pochodzenia.



Strine - australijski slang

Strine składa się ze słów i zwrotów, które mogą mieć inne znaczenie niż w brytyjskim, czy amerykańskim angielskim. Wiele słów zostało zapożyczonych od Aborygenów, pierwszych osadników lub zostało po prostu stworzonychSłowa zapożyczone od tubylczej ludności to najczęściej nazwy roślin i zwierząt. Np. w Perth na małego kangura australijskiego mówi się euro, rak (skorupiak) to marron, a różne rodzaje eukaliptusa nazywają się jarrah, karri czy wandoo. Z zapożyczeniami z aborygeńskiego wiąże się ciekawa historia. Kapitan Cook, który kolonizował Antypody zobaczył po raz pierwszy niezwykłe zwierzę skaczące na dwóch nogach i zapytał tubylców jak się nazywa. W odpowiedzi usłyszał „kangaroo”, co skrzętnie odnotował w swoim dzienniku. Jak się później okazało „kangaroo” bynajmniej nie oznaczało kangura, tylko coś w rodzaju brzydkiego słowa lub w najlepszym wypadku „nie wiem”. Ale kangur kangurem pozostał.


A oto przykład australijskiego slangu:



Sheila to inaczej dziewczyna. Słowo to zostało zapożyczone od irlandzkich osadników. Najpierw sheila oznaczało Irlandkę, a paddy Irlandczyka. Potem na każdą dziewczynę mówiono sheila. Dziś sheila w języku kolokwialnym jest również terminem obraźliwym oznaczającym mężczyznę, który zachowuje się jak kobieta.


Znamienne dla australijskiego jest również powszechne skracanie słów do jednej sylaby i dodawanie do niej końcówki. Ten zabieg lingwistyczny powoduje, że australijski ma swój szczególny urok:

–ie                                                                                          
Aussie             - Australian                                          
brekkie           - breakfast
Chrissie          - Christmas
ciggie              - cigarette
chockie           - chocolate

lub –y
comfy              - comfortable
exy                  - expensive
kindy               - kindergarten
footy                - football
telly                 - TV
  
lub - o  
arvo                 - afternoon
doco                - documentary
muso               - musician
smoko             - break for a cigarette
vego                - vegetarian


poniedziałek, 18 listopada 2013

Marokański geniusz dowcipu prosto z Francji

Jamel Debbouze 

Podczas mojego pobytu we Francji zetknęłam się ze specyficznym poczuciem humoru. Z czasem ten humor zaczęłam coraz bardziej doceniać. Wśród geniuszy francuskiego humoru jest kilka nazwisk, które zasługują na szczególną uwagę, jest wśród nich Jamel Debbouze. Humor ten opiera się na ironii, sarkazmie, absurdzie, humorze sytuacyjnym, a przede  wszystkim językowym. Francuzi uwielbiają zabawę słowem, stąd znajomość francuskiego jest pożądana,  aby w pełni docenić tą formę komizmu. Fakt, że humor francuski coraz bardziej przesiąka humorem arabskim, czyni go jeszcze bardziej specyficznym. Charakterystycznym jest też ironizowanie ze wszystkich i wszystkiego. Nie ma świętości, każdy temat jest dobry do "obróbki". Niektórych odbiorców może to razić. Dlatego, aby złapać francuski humor trzeba mieć dystans do wielu rzeczy i przede wszystkim do samych siebie.

Jamel jest moim absolutnym idolem. Urodził się 18 czerwca 1975 we Francji w rodzinie marokańskich imigrantów. Dorastał w miejscowości Trappes pod Paryżem. W swoich skeczach nawiązuje chętnie do marokańskich korzeni. Sam mówi, że Francja jest jego matką, a ojcem Maroko.  Porusza problematykę mniejszości maghrebskiej we Francji i jako wnikliwy, wrażliwy i trafny obserwator ocenia rzeczywistość jaką widzi nie bez nutki goryczy. Jamel posiada fenomenalne poczucie humoru i jest swoistym zjawiskiem na francuskiej scenie kabaretowej. Jest uwielbiany zarówno przez Arabów, jak i przez rodowitych Francuzów. W Polsce nie jest tak popularny chyba, że w środowisku frankofilów. Szerszej polskiej publiczności znany jest jedynie z roli w filmie Asterix i Obelix. Misja Kleopatra oraz Amelii, a to zaledwie wycinek jego niezwykłych umiejętności scenicznych. Jego dorobek artystyczny jest tak bogaty, że niemożliwym jest przedstawić go w jednym poście. 


Cechą charakterystyczną Jamela jest to, że zawsze trzyma w kieszeni prawą rękę. To nie jest jakiś nonszalancki gest, tylko następstwo tragicznego wypadku, jakiemu uległ mając 15 lat. Podczas przekraczania torów na stacji kolejowej w rodzinnym Trappes został uderzony przez pociąg jadący z prędkością 150km/h, w wyniku czego stracił władze w prawym ramieniu.
Jamel jest przede wszystkim komikiem i scenarzystą, zajmuje się również aktorstwem i produkcją filmową. Polubiłam go w szczególności za rolę w serii H, gdzie wcielił się w postać Jamela Driddi, zwariowanego recepcjonisty pracującego w szpitalu.

Dziś chciałam Wam przedstawić próbkę jego obezwładniającego poczucia humoru. Tutaj Jamel daje lekcję muzyki znanemu artyście z Belgii - Stromae (z polskimi napisami):



czwartek, 14 listopada 2013

Już za miesiąc Australia :)

O podróży na Antypody marzy chyba każdy z nas. Olbrzymi dystans jaki dzieli ten kontynent od reszty świata powoduje, że podróż do Australii jest często podróżą życia i to nie tylko ze względu na koszty finansowe.


Przez dłuższy czas myślałam o emigracji do Australii. Stwierdziłam jednak, że spowodowałoby to całkowite odcięcie się od wszystkiego, co w życiu ważne: od rodziny, przyjaciół, znajomych, kraju, kultury europejskiej, a na takie wyrwanie z korzeniami nie byłabym raczej gotowa.

Tak czy inaczej, jedno z moich marzeń spełni się już za miesiąc.


Kierunkiem podróży jest Australia Zachodnia, czyli Perth i okolice. Jestem na etapie studiowania przewodnika i opracowywania planu wycieczki, która potrwa niecały miesiąc. Ile przez ten czas uda się zobaczyć nie wiem, ale najważniejsze jest to, że moja stopa wreszcie postanie na australijskiej ziemi. Szczegóły już wkrótce...




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...